39 i pół – czyli niemal czterdziestolatek cz.2

13/02/2012

39 i pół to nie tylko tytuł popularnej polskiej komedii gdzie głównym bohaterem jest Darek – momentami nieodpowiedzialny i szalony facet dobiegający czterdziestki. 39 i pół roku to także czas jaki przebywam na tym łez padole. W lipcu skończę magiczną barierę wiekową czyli czterdzieści lat, która daje niemal każdemu facetowi wiele do myślenia… Rada Miasta Mysłowice to specyficzna grupa osób, bo ludzie tworzący ten organ to przedstawiciele wielu środowisk – od naukowców, nauczycieli i lekarzy po pracowników najniższego szczebla, czyli tak zwanych fizoli. Z tego ostatniego środowiska wywodzę się ja. Pamiętam dobrze, co robiłem i w jakich warunkach funkcjonowałem, zanim zostałem przedstawicielem lokalnej społeczności w Radzie Miasta. Dariusz Wójtowicz, kiedyś nazywany Albertem…

Rada Miasta Mysłowice to specyficzna grupa osób, bo ludzie tworzący ten organ to przedstawiciele wielu środowisk – od naukowców, nauczycieli i lekarzy po pracowników najniższego szczebla, czyli tak zwanych fizoli. Z tego ostatniego środowiska wywodzę się ja. Pamiętam dobrze, co robiłem i w jakich warunkach funkcjonowałem, zanim zostałem przedstawicielem lokalnej społeczności w Radzie Miasta. Lojalność i polityka – dwa światyOd 15 roku życia pracowałem jako blacharz samochodowy, później lakiernik budowlany, pomocnik murarza czy nawet konserwator na dachach i klatkach schodowych. Dorabiałem sobie też roznoszeniem wyborczych ulotek czy klejeniem plakatów. Nie wstydzę się swojej zawodowej przeszłości. Powiem więcej, jestem dumny, że mogłem nabyć doświadczeń życiowych w trudnych warunkach i w namacalny sposób doświadczyć brak pracy czy pracy na czarno. To do dziś pozwala mi z szacunkiem spoglądać na ludzi nieradzących sobie w otaczającym nas podłym kapitalizmie i społecznym zakłamaniu.Jak wspomniałem, pamiętam z jakiego środowiska się wywodzę i jakich cudów musiałem dokonywać, żeby przeżyć z miesiąca na miesiąc w czasach rodzącej się w bólach polskiej demokracji lat 90 – tych. Tamten czas ukształtował we mnie charakter człowieka, który musi sam sobie radzić w niemal wszystkich życiowych sytuacjach. W tamtym czasie nauczyłem się także lojalności wobec osób, z którymi pracuję, spotykam się czy przyjaźnię. Owa życiowa lojalność przez lata była dla mnie najważniejszym elementem współżycia międzyludzkiego.  Niestety gdy wpadłem w ramiona lokalnej polityki i samorządu, ta jakże ważna dla mnie cecha przestała mieć rację bytu. W polityce lojalność czy nawiązywanie przyjaźni to niemal samobójstwo i to nie tylko polityczne!Polityczne hieny i ludzie z klasą w samorządziePrzez  lata przez tak bardzo pieloną lojalność, łatwowierność i otwarcie wobec ludzi musiałem „spowiadać” się miesiącami w Prokuraturach, Sądach, Urzędzie Skarbowym czy na Policji. Na moje szczęście nigdy nie brałem udziału w samorządowej „lewiźnie” i rozlane szambo poupychało się gdzieś po kątach, a pisane na mnie donosy okazały się zwykłymi pomówieniami tworzonymi przez zazdrosnych współbratyńców. Dzięki zafundowanym kryminalnym atrakcjom, przyspieszył się u mnie proces łysienia i starczej siwizny. O nazwiskach czy szczegółach inspiracji twórczej „lokalnych polityków” i rzekomo  szanowanych osobistościach nie będę się rozpisywać. Niech zostaną dla Was anonimowi, szkoda na nich atramentu, czy klikania w klawiaturę…Polityczne hieny są w każdym mieście,  więc i są też w Mysłowicach. Na to niestety nie mamy wpływu i pewnie nigdy mieć nie będziemy. Polityczne hieny potrafią na krótki czas zawładnąć opinią społeczną i w czasie kampanii wyborczej manipulować  ludźmi, którzy przez kolejne cztery lata żałują swojej (podjętej przy urnie) wyborczej decyzji. Jednak wśród mysłowickich samorządowców było i jest nadal wielu wspaniałych ludzi, oddanych miastu i jego mieszkańcom. Są to byli i obecni radni bądź prezydenci – społecznicy, którzy latami bezinteresownie wspierają słabszych i potrzebujących. Na swoje szczęście i takich miałem sposobność spotkać na swojej drodze życiowej, przyjaźnić się z nimi i współpracować do dziś.  W obecnej kadencji Rady po raz pierwszy swoje mandaty pełni kilka osób, spośród których na szczególny szacunek zasługują dwie panie – Teresa Bialucha i Krystyna Bal. Ich codzienne zachowanie, szacunek do innych ludzi i niewikłanie się polityczne świństwa, które w Mysłowicach stały się normą, to moim zdaniem dobry przykład dla wielu byłych i obecnych radnych. Podobne zasady obowiązują w moim obecnym Klubie Radnych Centrolewicy „Wspólnie dla Mysłowic” gdzie cała piątka radnych od pierwszego dnia wspiera się we wzajemnych inicjatywach i gdzie panują najzwyklejsze zasady koleżeństwa. Wśród byłych radnych, którzy z różnych przyczyn nie pełnią już swoich funkcji, a cechowali się podobnymi zasadami przyjaźni i koleżeństwa należy wyróżnić świętej pamięci Stanisława Padlewskiego, Alojzego Roncoszka, Wiesława Gajowca, Edwarda Witkowskiego oraz Zdzisława Aksamita, Jerzego Stolorza, Wojtka Kuderskiego, Barbarę Krzywicką, Annę Padlewską czy Mieczysława Pacha. Wspomniane osoby, mimo różnych im nieprzychylnych materiałów dziennikarskich, zasługują na ciepłe słowa, bo wiele zrobili dla swoich dzielnic czy miasta. Byli też lojalni wobec swoich przyjaciół i niemal zawsze dotrzymywali danego słowa, co jak wspomniałem, w polityce jest cechą rzadko spotykaną!Niesamowite historie…Kto mnie zna wie, że nigdy nie byłem świętoszkiem, a jak trzeba było „po męsku” wytłumaczyć swoje racje, robiłem to bez zastanowienia. Od szkoły podstawowej sprawiałem „pewne” trudności wychowawcze, których następstwa pozostały do teraz. Taki już mam charakter i pewnie nie da się tego ze mnie wyplenić.  Mój trudny charakter i wrodzony upór niesie jednak za sobą kilka pozytywów – tak mi się przynajmniej wydaje. Jednym z nich jest to, że zawsze staram się dotrzymać raz danego słowa, często po długim czasie, ale jednak zawsze. Nawet gdy mam na tym stracić, uważam, że raz ustalonych zasad nie zmienia się w trakcie gry. Dlatego z przykrością patrzę na obecne osobiste „wojenki” toczone przez  starych, doświadczonych samorządowców. Niektórzy (niedługo napiszę którzy) radni mają ciekawe hobby – tworzenie niesamowitych historii o swoich koleżankach i kolegach z Rady oraz tak zwane rozsiewanie pierdół. Efektem tych parszywych działań ma być dyskredytacja konkurencji politycznej……jakoś ostatnio dowiaduję się z terenu, że dwójka radnych Klubu (…) opowiada, że jestem wstrętny i żeby na mnie uważać, bo już niejedną osobę wykiwałem. W sumie jak mały i łysy – to i pewnie wredny! Ci sami radni tygodniami chodzili do prezydenta i namawiali do zaprzestania rozmów tak ze mną jak i resztą czerwonych radnych, później atakując go na sesjach Rady, udając, że nie mają z nim nic wspólnego. Na domiar złego owa dwójka radnych jeszcze nie tak niedawno chodziła za mną, wyznawała przyjaźń i prosiła o pomoc w swoich sprawach czy to wyborczych czy prawno – sądowych! No i jak zawsze pomoc otrzymali, powiem więcej – pomoc bezinteresowną – w zamian oddając chamstwem i intrygą. Ludzie rzec by można mądrzy, wrażliwi i wykształceni! Wcześniej słyszałem o moich nieślubnych dzieciach czy ukrytym majątku – paranoja!Słowo droższe od pieniądza!Pamiętam pewne gorzkie wydarzenia z poprzedniej kadencji, które spowodowały, że radni wszystkich opcji politycznych zasiedli przy jednym stole w jednej z mysłowickich restauracji (latem 2009 roku) i ustalili, że zakopany zostaje wieloletni wojenny topór! Wstępnie ustalono też, że gdy jeden z nich zostanie prezydentem Mysłowic, cała reszta będzie mu pomagała, bez względu na wszystko. Później odbyło się jeszcze kilka podobnych, ale już mniejszych spotkań, które umocniły mnie w wierze, że można wspólnie pracować dla miasta, mimo podziałów partyjnych i różnic światopoglądowych.Sielanka trwała do wyborów samorządowych czyli jesieni 2010 roku. Gdy ogłoszono wyniki wyborów, a prezydentem Mysłowic został Edward Lasok, który nie chciał podzielić się „wyborczymi łupami”, czar prysł! Znowu rozpoczął się wyścig szczurów, co chwilę tłumiony kuluarowymi dyskusjami przez obecnego prezydenta, który tak naprawdę notorycznie atakowany jest przez „swojaków” czyli prawicę i centroprawicę.  Przy okazji dodam, że popieram obecnego włodarza miasta w tym, że nie pozwolił sobie narzucić zastępców z politycznego klucza. Dziś pewnie musiał by ich pogonić i samemu spić gorzką śmietankę.Patrząc na dzisiejsze polityczne zmagania w Mysłowicach, mogę z czystym sumieniem powiedzieć – ja Dariusz Wójtowicz, mysłowicki radny wywodzący się z obozu tak bardzo znienawidzonych czerwonych postkomunistów, słowa dotrzymałem! Słowa dotrzymałem, bo do dziś wspieram niemal wszystkie mądre i odpowiedzialne działania Rady oraz prezydenta, głosowałem za wyborem na stanowiska szefów komisji stałych na radnych prawicy, mimo że ci sami radni wycinali w głosowaniach niemal mój cały Klub, ze szczególnym uwzględnieniem mojej osoby – przy okazji śmiejąc nam się w twarz i rzucając pod naszym adresem niewybredne komentarze. Radni Centrolewicy „Wspólnie dla Mysłowic” dotrzymują do dziś raz danego słowa, tak radnym, jak i prezydentowi!  Na potwierdzenie moich słów są są wydruki z najważniejszych głosowań.Niestety „starzy” radni prawicy i centroprawicy, którzy brali udział w koleżeńskich spotkaniach w 2009 roku, przez pierwszy rok obecnej kadencji nie zapraszali nas wstrętnych komuchów, przy okazji chodzili do prezydenta i namawiali go do totalnej marginalizacji naszego środowiska. Tym samym złamali słowo i zniszczyli raz ustalone zasady, które w końcu mogły zmienić oblicze naszego zniszczonego politycznymi wojnami miasta. Powiedzmy, że rozumiem powtarzane wielokrotnie argumenty, że „nie byliśmy godni” wspólnej biesiady czy to, że nie jesteśmy już do niczego potrzebni, bo prawica ma większość w Radzie. Mimo wszystko, złamane zostało dane słowo. Teraz gdy już nie ma się czym dzielić, bo od wielu miesięcy wszystkie stołki są już obsadzone, rozpoczyna się wewnętrzna walka wśród ugrupowań prawicowych i centroprawicowych o synekury tak zwanej najbliższej przyszłości. Moim zdaniem należy współczuć prezydentowi, bo jego prawicowi współbratyńcy zamiast mu pomagać, rozpoczęli budowę wewnętrznej opozycji, która liczy na przyszłe korytobranie w postaci fotela prezydenta miasta… Dariusz Wójtowicz, kiedyś nazywany Albertem…