Czterdzieści lat minęło… czyli medialna burza, prasowe nagonki i mijanie się z prawdą! (część 31)

18/02/2016

W dzisiejszym wydaniu gazet Co Tydzień, pani redaktor Grażyna Haska, stała się  kolejny raz obrończynią prezydenta Edwarda Lasoka i prezesa miejskich wodociągów. Jej dwa napastliwe teksty potwierdzają moje wcześniejsze słowa, że obiektywnym pismakiem pani Grażynka pewnie nigdy nie była.

Odkąd pamiętam, zawsze szukała sobie wrogów, nad którymi pastwiła się w swoich felietonach i materiałach prasowych. To w końcu świetny sposób na zwiększenie grona czytelników.

 

Z tego co pamiętam ofiarami publikacji stawali się naczelnicy wydziałów Roman Michalski, Kazimierz Dziula czy Krzysztof Imiołczyk, Paweł Dyl, Krzysztof Gorbacz, Mariusz Wołosz, Grzegorz Brzoska i jego żona zatrudniona w miejskiej jednostce podległej merytorycznie Brzozce, Grzegorz Osyra, Tadeusz Chowaniak, Piotr Oslizło, Daniel Jacent, Wojciech Król, Krystyna Bal, Sandra Jędrzejas, Jolanta Charchuła, Leon Kubica, Grzegorz Łukaszek, Dorota Konieczny – Simela, Kajetan Gornig, Edward Lasok, Lechosław Konieczny, Krzysztof Kumur i od czasu do czasu moja skromna osoba.

Jakby nie patrząc, zacne grono. To jednak nie jest pełny skład „bohaterów” pełnych pogardy publikacji, z których działaniem nie zgadzała się wszystko wiedząca Grażynka, próbująca robić w mieście za trybuna ludowego.

Dokument podsumowujący rok 2014 w MPWiK i skala zadłużenia dostępna firmy jest na stronach www.Myslowice.Net Tam są dokładne wyliczenia księgowych, na które się powołałem.

Obecnie pan prezydent Lasok ma dobra prasę w Co Tydzień, ale tu nie ma się co dziwić, bo patrząc na ilość wykupionych w ostatnim czasie płatnych reklam przez mysłowicki samorząd, nie może być inaczej. To pewnego rodzaju płatna miłość, ale w papierowym wydaniu. Wcześniej, gdy skąpił na reklamy – niemal co tydzień był wyśmiewany przez dyspozycyjną dziennikarkę, m.in. w tekstach o sarkastycznym podłożu VIVA prezydent Lasok!

Polemika z panią Grażyną to dla mnie dyskusja z lustrem. Kobiecina pisze co jej ślina na język przyniesie, nie zadzwoni, nie zapyta, a jak już zapyta to napisze po swojemu – wszystko wie najlepiej i nigdy się nie myli! – taka lokalna jasnowidzka. Dlatego postanowiłem dzisiaj najzwyczajniej sprostować kilka tez mojej ulubionej dyspozycyjnej dziennikarki, którymi tym razem stara się mieszać z błotem mnie i moją sympatyczną koleżankę Sandrę Jędrzejas.
Materiał również prześlę do redakcji Co Tydzień, licząc na to, że „rzetelna” dziennikarka opublikuje odpowiedź na mijające się z prawdą tezy.

Szanowna redaktor Grażyno!

1. pani Sandra Jędrzejas nie jest orędowniczką radnych – jak pani twierdzi w swym wynaturzonym tekście. To zwykłe kłamstwo! Jest za to młodą mieszkanką Mysłowic, która nie ma ochoty biernie przyglądać się, jak kolejny prezes miejskich wodociągów pcha miasto na finansową górę lodową. Ma swoje zdanie na ten temat i jawnie je wyraża, podpierając się dokumentami i wypowiedziami radnych miejskich, którzy tworzą miejskie prawo. Pani Sandra nie żyje również z płatnych reklam, więc nie musi udawać ślepej i głuchej na to co się dzieje w Mieście. Po prostu jest na tyle odważną kobietą, że mówi głośno o stanie finansów spółki to, o czym wiedzą radni, ale boją się głośno powiedzieć!

2. pani Sandra Jędrzejas nigdy nie była rzeczniczką prasową – jak pani wmawia swoim czytelnikom. To już któryś raz powielone kłamstwo, które ukazuje pani emocjonalne zaangażowanie w walkę z młodą dziewczyną, której nie potrafi pani znieść z wiadomych powodów. Pani Sandra krótko pracowała w MPWiK jako szeregowy pracownik w biurowy (a nie rzecznik, jak pani bezczelnie wpiera ludziom), po czym została wezwana na spotkanie z panem prezydentem celem ustalenia warunków dalszej „współpracy”. Na całe szczęście dla pana prezydenta Lasoka, do tej pory treść rozmowy nie ujrzała światła dziennego. Pani Sandra nie jest typem człowieka, który wyciąga osobiste sprawy na światło dzienne w lokalnych gazetach, robiąc z siebie płatną przekupkę, co należy dać pod rozwagę.

3. redaktor Grażyno, próbuje pani naśmiewać się z pomysłu radnych, chcących skontrolować spółkę zadłużoną już na około 200 milionów złotych! Kilka lat temu, gdy radni pod kierownictwem obecnego prezydenta Edwarda Lasoka chcieli w ten sam sposób skontrolować tą samą spółkę, a prezydent Grzegorz Osyra utrudniał to działanie, pani robiła larum na całe miasto! Twierdziła pani, że to brak transparentności i skandal – pamiętam dobrze pani słowa i pełne buntu zachowanie. Dzisiaj nagle zmieniła pani front, powołuje się na akty prawne, odnosi się do historycznych i gospodarczych argumentów, które mają usprawiedliwić obecną sytuację. Dlaczego? Nie trudno zgadnąć, wystarczy posklejać puzle.

4. pani półprawdy są chwilami wręcz komiczne. Twierdzenie, że pani Sandra w programie „straszyła mieszkańców, że jeśli radni z komisji rewizyjnej nie będą mogli wykonać zaplanowanej kontroli w spółce, to możemy spodziewać się opłat za wodę i ścieki na poziomie 40,00 złotych za metr sześcienny”. To głupia teza, bo ja nie spotkałem się w swoim życiu z tym, że niewykonanie kontroli spowodowało wzrost cen np. za wodę! Na szczęście to nie teza pani Sandry, ale pani redaktor, która wie wszystko lepiej! I to również ukazuje stan umysłu przy pisaniu napastliwego tekstu. Pani Sandra stwierdziła, że jeżeli spłaty ogromnych kredytów MPWiK zostaną wliczone w taryfę za wodę i ścieki, to już za kilka lat metr sześcienny może kosztować 40,00 złotych!

Ja twierdzę, że cena za wodę i ścieki może być jeszcze wyższa w Mysłowicach, bo spółka ledwo ciągnie bagaż poprzedników, a spłaty sięgają nawet 27 milionów złotych rocznie. A jak mieszkańcy nie zapłacą w taryfie milionowych zobowiązań, to z budżetu Miasta kasę ściagnie komornik i jakby nie patrząc, na jedno wychodzi! Pani Sandra przedstawiła wyliczenia MPWiK, a nie swoje luźne myśli, powołała się na oficjalny dokument finansowy spółki, w który pani również ma wgląd.

5. już raz w swym nasyconym nienawiścią tekście próbowała pani nazwać Sandrę Jędrzejas „Judaszem” i tym samym zmieszać ją z błotem. Pani dzisiejsze emocjonalne zaangażowanie nie ma nic wspólnego z rzetelnym dziennikarstwem czy etyką zawodową, na którą się często powołuje. Prowadzi pani swoją osobistą wojnę w gazecie, w której płatne reklamy wykupuje urząd miasta!
Podejrzewam, że wahania emocjonalne i wiek nie pozwalają już chłodno spoglądać na otaczający świat. Dlatego dziwię się, że wydawca czasopisma toleruje takie ataki na ludzi, którzy chcą tylko dociec prawdy i zobaczyc dokumenty finansowe gminnej spółki. Chętnie z nimi przyjadę do Jaworzna, aby pokazać wydawcy co w trawie piszczy.

6. intrygi, knucia czy zakulisowe napuszczanie ludzi na siebie to brzydkie pomysły na życie. Osobiście potępiam takie działania i od lat zwalczam ze wszystkich sił. Dlatego pisanie, że ja wyręczam się młodszą koleżanką to wielka podłość i zarazem inteligentna próba napuszczenia nas na siebie. To sprawdzone metody postępowania z lat pani młodości, nie mające nic wspólnego ze zwykłą ludzką przyzwoitością. Zapewniam, że nie odnoszą skutków w dzisiejszych czasach, bo jak pewnie pani zauważyła, świat po 89 roku trochę się zmienił.

7. Próba pastwienia się nade mną, w rzekomo apolitycznej gazecie, nie wiele wnosi do politycznego życia w naszym mieście. Już nie takie świństwa, przygotowane na mnie w formie pisemnej, czytałem. To tylko ukazuje pani „rzetelność” i jednocześnie nienawiść, jaka wypływa z wypełnionej jadem głowy na ludzi, którzy posiadają twardy kręgosłup i mają swoje zdanie. Pisanie, że przez moją sromotną porażkę w prezydenckich wyborach, staram się mścić na prezydencie Lasoku, jest nie tylko krzywdzącą, ale i kłamliwą tezą. Według obserwatorów życia publicznego, druga tura wyborów to nie jest sromotna porażka, tylko porażka, z którą musiałem liczyć się od samego początku.

Sromotną porażkę ponieśli Ci, którzy nie weszli do drugiej tury wyborów na urząd prezydenta Mysłowic, mimo wydanych ogromnych pieniędzy na wyborcze materiały i silne wsparcie największych partii politycznych w kraju. Ja przegrałem wybory prezydenckie, to fakt niepodważalny, ale dzisiaj mogę chodzić po Mysłowicach z podniesioną głową, bo kilka tysięcy osób zgadzało sie z moją wizją miasta. Dla mnie to samorządowy sukces, który dla pani stał się osobistą porażką, wyrażaną co jakiś czas w mało elegancki sposób. Żaden szanujący się dziennikarz nie przenosi swoich prywatnych wojenek na łamy gazet, wykorzystując swoje zawodowe mozliwości. Takie zachowanie to oznaka małostkowości oraz braku poczucia odpowiedzialności za słowa i czyny.

Kolejną półprawdą, jaką pani serwuje w swoich napastliwych tekstach, jest pisanie o tym, że pan Grzegorz Osyra zrobił ze mnie dyrektora w Zakładzie Oczyszczania Miasta. Tym samym kompromituje pani nie tylko siebie, ale redakcję Co Tydzień. Byłem pewnie jedynym dyrektorem w gminnej jednostce komunalnej, który nie posiadał służbowego samochodu, osobistej sekretarki, a nawet biura. Dyrektorowałem na bazie ZOMM, z fizycznymi pracownikami, w budzie postawionej na pustakach. Z funkcji dyrektora, pewnie też jako jedyny w tym mieście, odszedłem na własną prośbę, bo nie chciałem być dyspozycyjnym kacykiem. Zresztą rozmawialiśmy wielokrotnie na ten temat, stąd moje zdziwienie po przeczytaniu dzisiejszej publikacji. Przysłowiowe Judaszowe srebrniki robią jednak swoje!

Szanowna pani redaktor Grażyno!
Ze smutkiem czytam pani zmanipulowane PRL-owskimi naleciałościami teksty na swój temat i innych, którzy weszli pani w drogę. Jakiś czas temu podczas prywatnej rozmowy stwierdziła pani, że prezydent Lasok to nieudacznik i o wiele lepszym prezydentem był pan Osyra, bo jak to pani pieszczotliwie ujęła, „miał przynajmniej jaja, a ten (…) ich nie ma!”

Dzisiaj z błogą radością mogę powiedzieć, że tym razem zgadzam się z pani zdaniem na temat przytoczonych „jaj”! Przy okazji dodam, że „jaja” ma również moja młodsza koleżanka Sandra Jędrzejas, której za żadną cholerę nie da się kupić płatną reklamą czy fuchą w miejskiej spółce, w zamian na donoszenie na starszego kolegę! Jest po prostu przyzwoitym człowiekiem, czego bardzo gorąco i pani życzę.

Dariusz Wójtowicz… zwany kiedyś Albertem!